Historyjka „pewnego” fretkoświrniętego hodowcy…
Jak co dzień, od kilku ostatnich tygodni, budzik zadzwonił o 4:00 rano… – dlaczego on w ogóle dzwoni???… budzikom mówimy precz!!!…
Podejmujemy próbę zwleczenia się z wygodnego łóżeczka i doczołganie się do klatek…
– jedne drzwiczki, drugie, trzecie… i „papa” się uśmiecha bo zza drzwiczek wystrzelają jak z procy… – Vast, Vis, Xin, Vi, Viva, Vanity, Xaxa, Xana, Xaxis – 10 tygodniowe „potwory” – Dzikul, Fifi, Sky, Luna, Bibi, Gaja, Pam i Cassis – „stare” potworki… jeżeli zaspane oczy dobrze przeliczyły… Akki i Caprys muszą jeszcze poczekać aż towarzystwo, które chcą „zabić” lub bezpardonowo „przelecieć” (bez znaczenia, czy tot-oj kastrowane, czy z implantem, czy w rui czy nie, czy maluch, czy dorosły, czy to samiec, czy samica… nie ma znaczenia) wybiega się i wykąpie w „basenikach”, uszykowanych już dzień wcześniej wieczorem, a może to było już dziś po północy?… nie ważne…
Mina szybko Ci rzednie, gdy cała ferajna zaczyna wskakiwać na łóżko i wszystko inne, co stoi na ich drodze, najoczywiściej w świecie włącznie z Tobą…
– „Najwspanialszą pieszczotą” jest uczucie zsuwających się pazurów po Twojej nagiej skórze (bo spróbuj przy 30 stopniach gorąca założyć chociażby cienki podkoszulek),
którą przeważnie czujesz od uda, a czasami od łopatek po kostki… pieszczotka z przystankami na zębowe uszczypnięcia przedramion i innych części ciała… kolekcja malutkich siniaczków i szram po pazurach murowana!!! … i spokojnie wykluczy Cię to z życia seksualnego na kilka tygodni – normalnie wstyd się pokazać tak pokiereszowanym, jakby po 3 wojnie światowej i torturach, niezgodnych z żadnymi konwencjami sztuki wojennej)…
Ale o co chodzi???… jakby ktoś nie wiedział?! to ulubioną zabawa „maleństw” jest rozpędzenie się po przekątnej 2 metrowego łoża, wyskoczenie w górę i do przodu na niespodziewającą się niczego, przechodzącą obok tegoż łóżka, biedną i zaspaną babcię… a co! przeca „my” ją tak „KOFFFFAMYY”…
— ałć, ałła, ałłłłłłłłć, buuu, RATUNKU!!!
— za jakie grzechy se głupia babo wymyśliłaś pomysł z hodowlą??!!… na następny raz potrzebny „młotkowy”, co postuka w „makówkę” i szybko wybije takie pomysły z głowy… :-p
Ok!… pierwsza fala „tsunami” za nami…
Teraz możemy spróbować pierwszego podejścia do „malutkiego” sprzątanka… tylko 10 kuwetek, a co!!… klamereczka na nosek i pierwsza kuwetka…
— a fffffuuuuj!!… jak takie małe, ciałka z niewinnymi oczętami mogą narobić taką kupę kupska??? … a mogą!!!… w końcu wciągają 2kg mięcha dziennie… rośniemy i ROŚNIEMMMMYYYY!… (kuchcia!… poprzedniego roku jadły o połowę mniej… te są jakieś „niewyżarte” we wszystkim)…
— zjedzą mnie z papciami bez popitki! – no dobra przestań się nad sobą rozczulać… do roboty!!!…
— ałłłłłłłaaaa!!…
— Xaxa idź sobie pobiegać…
— Ałłłaaaa!!…
— Vast idź się popluskaj w wodzie…
— AŁŁŁAAAA!!! …
— Xin i Xana … chlorelcia idźcie zapolujcie na rodzeństwo, a nie na mnie…
— BO WAS WYDZIEDZIDZE I JEŚĆ WAM NIE DAM!!!…
— ŁAŁĆKA, BUUU, nie wytrzymam z Wami!…
— zostaw tą kuwetę!…
— Vini… wyjdź z klatki…
— Viva zejdź mi z głowy…
— Vis… zostaw mojego bambosza!
— Xaxa… no przestań to ciągnąć… to twoja pielucha a nie zabawka…
— poszły won!!!…
No dobra, poddaje się… przerwa! – lepiej zbiorę miski po mięsie i zaniosę je do zlewu – ufff… zniknąć im z widoku choć na 5 minut… no dobra, ale to dopiero 1 kuweta!!!…
— do ROBOTY!!!!… 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 … co tam, że pot ścieka ci kaskadą po plecach… – no proszę, dość pokaźny woreczek gówienek się uzbierał…
Jak będziesz iść na parking, to po drodze zrobisz wypad pod śmietnik…
Chwilka odpoczynku…
— Xaxa daj buziaka!…
— Vast, ty kulko szczęścia chodź na „hopla”…
— Xin, ty nurku wskakuj na ręcznik… wycieranko-czochranko zrobimy…
— oooo Sky, ty też chcesz się poczochrać? przecież jesteś sucha!… no chodź, chodź…
— Bibi, ty też??…
— ok Gaja wskakuj i wycieraj się…
— kto jeszcze?…
— komu, komu? bo idę do domu…
— Dzikul zostaw Cassis… przeca nie masz już jajek…
— Viva ty słodziaku, nie wchodź mi na ramie bo spadniesz…
— ałłłłłaaaa…
— Pam nie gryź mnie w tyłek… wiem, że Ty też jesteś… nie bój żaby, nie zapomniałam o Tobie… — zazdrośnico ty moja… mmmmm… buziak (inaczej nie odpuści i drugiej części rzyci)…
— Vis… to dróżka do wanny, a nie kuweta, marsz do kuwety… wrrrr…
— ok… zajmijcie się sobą, a ja idę zrobić Wam jeść…
Wow!!!… lodówka, ale fajnie… zimno… mięcho… – odmroziło się? jest ok!…
Teraz tylko przesypać pięć, dwustogramowych porcji do większej michy, dodać łychę oleju lnianego i łychę łososiowego, łyżeczka siemienia (na wiecznie piękne futerko i skórę, na osłonę żołądka i jelit, na poprawę perystaltyki jelit – w końcu to najlepszy błonnik dla Twoich „serduszek”!)… 5 kropelek witaminy A i D3, 5 kropelek witaminy E, 5 kropelek biotyny z cynkiem, 2 kropelki homeopatyku na podniesienie odporności, a co!… szczypta alg, łyżeczka tłuszczu wołowego… jajo kurze, 6 przepiórczych… miarka zmielonych skorupek… co prawda są kości w mięsie, ale w końcu rosną i potrzebują więcej na budulec kosteczek i mięśni… jeszcze miarka sproszkowanej hemoglobiny (żelazo!)… no i oczywiście miarka tauryny (niezbędnie wskazana!)…
— Masło? – nie… to dostaną popołudniu ze zmiksowanym mięchem…
— Calo-pet? – nie!… to do wieczornej porcji, zamiast witamin w kropelkach… musimy pamiętać o urozmaiceniu…
— Acha – jeszcze z cztery żabki pociachać… – gdzie nożyczki?… najszybciej idzie nożycami podzielić na mniejsze kawałki, tak na stawach fajnie się przecinają… ok… gotowe… – ciekawe, które pierwsze dopadnie smakołyku?!…
Mieszanko, mieszanko, mieszanko… trochę wody … mieszanko, mieszanko… ok … miski … 1, 2, 3, 4, 5, 6 …
– dużo dla dziewuszek
– dużo dla chłopaczków i Dzikula no i dla Fifi, która bawi się w mateczkę i siedzi z chopokami…
– dużo mniej dla „staruszek” pań
– mało dla Capryska
– i drugie mało dla Akkiego – bo znów zostawią!…
— dzieciaki! …
— jedzonko!…
— chodźcie szybciutko…
— mniam mniam…
— jedzonko! … 1, 2, 3, 4, 5…
— Gaja… haha… ty to zawsze pierwsza do michy, ty mój głodomorze…
— Vani gdzie się podziałaś? …
— Vast nie ta klatka… idź do tej obok… 6, 7, 8…
— Vis, Xin nie bijcie się!… starczy dla wszystkich…
— Dzikul!!! jedzonko… a już czekasz? no to wskakuj … 9, 10 …
— jedzonko! jedzonko! jajeczko!… „jajeczko” zawsze działa… ;-)
— Sky chodź na jajeczko…
— Lunka, gdzie jesteś?
— Cassis nie śpij i wyłaź z szafy…
— Bibi wracaj z kuchni…
— Pam… wskakuj „kuleczko”… 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17… uffff
Chlorelcia!!!… już 5:30?!?! jak? skąd?… dobra…
— Akki chodź polatać … bo ja muszę pod prysznic!… – ale ulga… ale fajnie… dobra, wystarczy tego dobrego… zęby!… robiłam już siku??? nie pamiętam… zrobię na zapas… – w co się dziś ubrać? gorąco!!!… – buuu moje białe spodnie… znów któreś pyszczek sobie w nie wytarło… ehhh
— Akki gdzie jesteś??… poszukiwania…
— a tu buszujesz… wyłaź z balkonu, teraz czas na Capriego… no chodź na appka…
— dostanę buziaka? – nie? a dlaczego nie? no dawaj mi buzi… mniam… no to idź wcinać jedzonko…
— Capri… Twoja kolej…
— no lataj gaduło… że Tobie się gardło nie zedrze od tego ciągłego gugania… tylko gugasz i gugasz… ;-)
— nio zostaw!… nie zaczepiaj… nie mam czasu się z Tobą gonić…
— puść ten ręcznik!!… teraz ja się wycieram… idź pozwiedzaj, bo zaraz muszę wyjść do pracy…
Make up… kitka… gotowa? ok… która godzina?… jezoooo 6:15!… szybko! żeby przed korkami zdążyć… komórka? jest!… klucze? są! … wychodzimy… śmieci!!!… wrrr… gdzie, te klucze w tej torebce? czy one zawsze muszą wpadać w jakieś zakamarki… śmietnik… auto… szybko… zombi szosowi z drogi!!!… śpieszę się!…
Po 9 godzinach… szybko, szybko do MAKRO… mięcho się skończyło… trza uzupełnić zapasy:
– 3 króliki – 4,5kg… starczy?… starczy… jeszcze jest 10 jednodniowych kogucików w zamrażarce od Chici
– 2 kg karkówki wołowej, tłustej … o fajna…
– 3 kg udek kurzych ze skórką i kością
– 3kg strogonowa z ud indyczych…
– tacka nerek króliczych, o serducho cielęce…
– yuuupi!… wątróbka gęsia (tą wcinają, aż im się uszy trzęsą, inne gatunki słabiej wchodzą)
– o i żołądki z młodych kuraków…
– 2 tacki korpusików z tych młodych kurczaczków, są fajne, małe i dobrze się dają zmasakrować tasakiem…
– o fajna cielęcinka – z kilogram wystarczy!…
– jeszcze piersi ze skórą z kaczuchy…
– o polędwiczki kurze… tackę?… a z 2kg… niech mają!… w końcu lato i mogą trochę chudziej jeść… o linie trza dbać!…
– 3 opakowania skaczących, zielonych, muchołapów…
– 4 opakowania jajek przepiórczych… kurze kupię ze wsi… szkoda, że kaczych lub gęsich nie mogę dostać… ;-(
– 5 kostek masła
– smalec gęsi 1kg…
– o małe przepiórki, pakowane po 4 sztuki… do koszyka…
– ogórek zielony… – dostaną dziś na przekąskę…
– no dobra… wystarczy!… bo będę to kroić do północy!!!…
Teraz wybaczcie… bo hodowca zmienia się w wielbłąda i z „zadowolona” miną próbuje, całe te zakupy, wtargać na 3 piętro za jednym razem, żeby szybciej było!… – dlaczego przepisy budowlane zmieniły się po wybudowaniu tego bloku?!… – jakbym rok później kupiła mieszkanie, to i windę bym miała!!! głupia!!!… nie narzekaj, jest jeszcze 4 piętro – chcesz się zamienić z sąsiadami?!…
Dotarłam?… dłonie są dziwnie blisko podłogi, a jednego ramienia nie mogę unieść w górę… – hmmm – ciekawe dlaczego?… – rozpakować i posegregować, co do mielenia, co do poszatkowania w kawałki z kością… – nabiał do lodówy!…
— jjjaaaaaałłłłććć!!!… …
Stoisz jak wryta na progu sypialni!… Za otwartymi drzwiami pokoju, ukazuje Ci się widok jak po bombie atomowej, albo jakby kilka tajfunów wpadło przez okno i wyprawiało harce w Twojej twierdzy… albo jedno i drugie… ;-(
– ziemia? skąd ziemia? … mokra?! … no tak wieczorem przecież podlałaś kwiatki…
– aparat fotograficzny i inne rzeczy z komód!!! zaliczyły „spotkanie 3 stopnia” z kafelkami na podłodze! …
— ałłłłłłaaaa… to boli!… ale stać Cię tylko na cichy jęk…
— kogo mam zamordować?!
— chyba szybciej będzie jak popełnię samobójstwo!!!… klatki… zamknięte…
— kogo brakuje?… 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 … 18?! a gdzie 19? …
Z szafy wysuwa się jakiś pyszczek (za pewne winowajcy!)… biały… mały… czarne paciorki oczydeł… kto??? – no tak! tylko szatan w białej skórze, Bianca Blue zwana BIBI!, mogła zrobić takie spustoszenie!!! …
— no i co narobiłaś??
— jak wylazłaś z klatki??
— od razu wymyśl sobie karę, bo ja nie dam rady… eeehhhhh …
…
– Miałaś jakieś plany???… JA?… PLANY??… jakie plany?! … ŻART???…
A miały być 2 godzinki krojenia mięcha, podczas których „maleństwa” by się „wyszalały” – poskakały, popluskały i pobiegały… a jakby wcześniej padły, to przynajmniej nie przeszkadzałyby swoimi „żywiołowymi” ciałkami … i byłoby tylko 0,5h sprzątania kuwet zamiast 1,5-2h… Przepraszam, po prostu nie miałabym już „pomocników”, co więcej przeszkadzają niż pomagają… Miał być zasłużony odpoczynek podczas biegania Akkiego i Caprysa?… Najpóźniej o 21:00 miałam być wyciągnięta na łóżku, z zimnym napojem w dłoni? Miałam… ehhh
Fretki potrafią zmienić całe twoje ŻYCIE, a nie tylko MAŁE i SKROMNE PLANY!… bilansik:
– ziemia wszędzie: na podłodze, na i w łóżku, pod łóżkiem, w i na szafie, na i w ciuchach, na oknie, na parapecie, na ścianie, na komodach, w i na sprzęcie grającym, na… Uwaga! to będzie HICIOR!… na SUFICIE!!!
– aparat fotograficzny z czymś gruchoczącym w środku… naprawa?… a co!
– kilka dodatkowych prań, ciuchów i pościeli… a co!
– kilka godzin na odkurzaczu…
– kilka godzin na mopie… jak czarować, to na całego… a co!
– nadplanowe mycie okien… ścian, sufitu!!!
– 10 wiaderek wody, aby zmyć cale pobojowisko!… a co!
– 4 wykopane kwiaty!
– przemeblowanie sypialni… usuniecie kwietnika … jeden jeszcze niech zostanie… tylko jak ja TV teraz będę oglądać??… hmmm???
– 4 godziny sprzątania w czwartek (później mięso żeby do piątku nie zaśmiardło – skromne kolejne 3 godziny)
– sen po 24!… (pamiętajmy! pobudka o 4:00!) – całe 4 godzinki snu – jestem po prostu SZCZĘŚCIARĄ!!…
– piątkowe sprzątanie – od 15:00 do 2:00 w nocy w sobotę – skromne 12h!
– pobudka o 6:00 – ile snu? … już nie mam siły liczyć!…
– sprzątanie do 11:00 – kolejne 5 godzin
– szybki wypad do koleżanki… spóźniona… chyba zapomniałam, na która byłam umówiona… coś mi się pokićkało…
– dalsze sprzątanie od 13:00 do 18:00 – tylko 5 godzin – taki gratisik … a co!
– 18:30 – przyjechali po Xeranika
– 19:30 – przyszła Aga po Vixenika
– Zapomniałam!… książeczki miałam do końca wypełnić i zdjęcia nakleić!!!…
Podsumowanie – pierwszy raz w ciągu 8 lat mojej kariery fretkowej miałam taką HEKATOMBĘ!… ale pewnie nie ostatni!… Codziennie i z utęsknieniem czekam na nowe pomysły moich milusińskich… codziennie potrafią mnie zaskoczyć czymś nowym lub starym… a i tak KOHHHHAAMM te moje URWISY … ale jeszcze nie wiem ZA CO???…
Taki mały argamedonik fretkowy też wskazany, od czasu do czasu … ;-)
Przynajmniej wiesz, że żyjesz, bo czujesz każdą kosteczkę i każdy mięsień w swoim ciele po fruffaniu na mopie… oczywiście tylko wtedy, gdy z trzy „piranie” na nim nie wiszą, bo wtedy przymusowe lądowanie murowane…
Wiecie!… taki normalny dzień hodowcy jest całkowicie prozaiczny… wręcz pozbawiony jakiejkolwiek rozrywki… ;-)
— 4:00 rano pobudka
— 2h babrania się w kupach… normalnie szybciej, ale sami rozumiecie… trzeba też okazać zainteresowanie „pchłom” bądź „piraniom” (do wyboru wg gustu)… ;-)
— naszykować jedzonko… taki skromny 1 kilogramik…
— 15 minut na prysznic, ząbki, make up, fryzurę i ubranie… no i oczywiście siusiu…
— później jakiś czas na dojazd do miejsca pracy
— 8h „udawania”, że się pracuje i nie myśli o domowych niespodziankach…
— znów droga w aucie lub komunikacji… tym razem do domu (no raz w tygodniu trza pojechać na zakupy… mięcho, papier, oleje… resztę można zamówić przez internet — normalnie nieoceniony wynalazek dla hodowcy)…
— znów 2h babrania się w kupach… (babcia Ewa musisz mi kiedyś przypomnieć, że mam Cię „ozłocić” za wynalazek papieru — tzw. pieluch — do kuwet, bo moja wyobraźnia nie potrafi sobie zobrazować efektu „żwirkowej plaży” przy tych „maleńkich” 92 łapeczkach!!! przy trzech fretkach musiałam żwirek drewniany wytrzepywać z majt, a co dopiero teraz!)
— czasami … tak co 3 dni trzeba jeszcze hamaki wrzucić do pralki… wiecie ona sama pierze, taki kolejny „cud” dla hodowcy… więc to już pikuś… no i oczywiście trzeba zawiesić nowe, po wcześniejszym wyszorowaniu i odkażeniu klatek…
— jak już się uporamy z klatkami, to mamy zestaw 12 misek do mycia (te z nocy co rano wrzuciło się do zlewu i te z rana)… i 6 kolejnych do napełnienia drugim kilogramikiem mięsiwa…
— 6 poideł i kilka misek – to już normalnie relaks… tylko wodę trzeba wymienić na świeżą… po wcześniejszym ich wyszorowaniu…
— a zapomniałabym … codziennie trza zważyć i kilka fotek zrobić… wiecie, tak żeby mieć święty spokój … bo normalnie, mówię Wam, są tacy „niezaspokojeni”, którym zawsze jest mało i mało… ;-p
dasz 1 foto, to chcą 2, a dasz 2 to już chcą 20!!!…
— nio tak raz na tydzień, trzeba zarezerwować też z 4h na krojenie i mielenie mięcha i kości… krojenie, to normalnie luzik… ostry nóż i idzie normalnie jak mała manufakturka… no chyba, że dostaniesz tuszki królików i inne te mięcha z kośćmi… wtedy trzeba trochę poddenerwować sąsiadów waleniem tasako-tłuczkiem … (takie tępawe to urządzenie…. a ciężkie totoj!… mowie Wam, po 1h trzaskania w deskę normalnie ręki się nie czuje! drętwieje!)… normalnie, aż dziwie się tym moim sąsiadom… cierpliwość mają dosłownie „anielska”!…
— no i co 2 dni trza pojeździć na odkurzaczu i pofruwać na mopie…
No bo wiecie!…. 24 paszczęk rozszarpuje mięcho i kruszy te kości, tak że wszędzie tego pełno… znaczy… pełno tych kostnych odłamków i kawałków mięsiwa, te ostatnie to przeważnie wolą ściany i drzwi… normalnie specjalizacja!!! domeną kostek są powierzchnie płaskie-poziome, a mięska zdecydowanie wolą powierzchnie pionowe… a jak odkurzacz już spełni rolę „smoka” (maleństwa uwielbiają się z nim bawić… normalnie rury i grube cielsko jest zajebiste, aby „mordowac” … dobrze, że nie opowiedziałam im bajki o smoku i szewcu Dratewce! bo dopiero by zrobiły rozpierduchę… armagedon, by sie przy tym chowal!)… a mop to juz tylko deserek… no chyba, że ze ścian trzeba zeskrobać i zmyć resztki przyklejonych i zaschniętych posiłków… bo wiecie! te 92 łapki tylko muskają podłogę… i mowię Wam praktycznie frufffają… więc to na prawdę, tylko formalność… ;-)
A to, że łazienka codziennie „pływa”, to już pikuś… w upalne dni jak znalazł… normalnie oaza na pustyniii… tylko trzeba być ostrożnym, żeby „orzełka” nie wywinąć na mokrej podłodze (na śniegu są zdecydowanie fajniejsze)… …
— o 19:00 musisz uszykować mięcho, bo maluchy już krążą jak rekiny… poznaje się to po coraz ciaśniejszych okrążeniach Twoich nóg… normalnie można się zabić o własną ostrożność…
— szukanie rozespanego towarzystwa to już formalność… szybko… 30-45 minut i wszystkie są Twoje…
— miski do klatek i możemy popatrzeć jak szybko znika w gardzielach… miły widoczek…
— teraz czas dla tych „wygnańców” co im hormonki trochę „psyche” przestawiły … spoko, to tylko kilka „kursów” dziennie więcej… w tym czasie możesz nawet odpowiedzieć na jeden lub dwa e’maile i pytania… kiedy można odebrać malucha? a jakie są? a będą rude? a znoszą złote jajka?…
— możliwe, że dzień uda Ci się zakończyć o 23:00, ale trzeba uważać, aby hodowanie się za bardzo nie spodobało, bo wtedy 1:00 w nocy to standard…
— a przed snem koniecznie trzeba jeszcze raz sprawdzić kuwety, bo niekiedy „zwierzątka” są bardzo twórcze… w życiu nie widziałam, tak misternych ruloników lub wyśmienitego konfetti (Akki jest normalnie specem nad specami w tej dziedzinie)…
Widzicie? mówiłam… takie prozaiczne, szare dni… Zero czasu na głupie myśli, w ogóle nie masz czasu aby się ponudzić, o znajomych nie wspomnę… ale z tymi ostatnimi, to nawet ok… bo w końcu kwarantanna, trzeba dbać, aby maluchy czegoś nie złapały bo wirusy są teraz wredne… jedzenie??? picie??? a to chyba to coś, co zdoła się złapać w dłoń i przegryźć lub napić między jednym… AłłłłA… a drugim Buuuuuu… no chyba, że wypadnie Ci z ust, albo wyczują to, te małe „wieczne głodomory”… wtedy jest stracone na wieki… Ty również …
ps. naprawdę się nie dziwie, że tak wielu chce się „bawić” w hodowcę… to ubaw po pachy! od 3 tygodnia życia maluchów… wcześniej też jest fajnie, może trochę spokojniej, no chyba, że maluchy trza dokarmiać co 2-3 godziny, bo samiczka straci mleko lub inne takie „drobnostki”…
ps. wybaczcie, że nie ma zdjęć…
…
by: Ana, zmaltretowany, fretkoświrnięty hodowca
foto:
1) ferretta.pl
© All rights reserved or Some rights reserved, publikacja powyższych zdjęć wymaga zgody autorów
…
Ja to mam tylko dwa, ale i tak czasem do szału potrafią doprowadzić, a co dopiero 20;)
dzień z życia hodowlanego fretkoświra, no może dwa… ;-p
jak się hoduje piranio-podobne, a nie słodkie mordeczki, które wszystkich zachwycają … ;) to zaś tak jest: ałłŁA i buUU oraz auuuuĆ z wrrrr i agrrr przeplatane z ołć, ajĆ … ejjjjjjjjjjjjjjj , EJ! (z myślą przewodnią – WY ‚małe’ cholery, na dywanik Was przerobię :D bo na futro nie wypada :x) Przecież hodowla fretek jest taka „łatwa i przyjemna” ;) a one same takie „cudowne i kochane” :D :P